Nie marzyłam nigdy o karierze pełnoetatowej Pani Domu. Czas jaki spędziłam w domu zajmując się wyłącznie dziećmi i domem jest dla mnie zupełnie wystarczający. Czasem brakuje mi go, ale dosłownie tylko czasem. Obecne czasy dają nam wiele możliwości i wyborów i każda z nas może iść praktycznie taką drogą jaką chce – wybrać realizację kariery, wychowywanie dzieci lub łączenie jednego i drugiego. Zastanawia mnie tylko fakt, czy faktycznie nam matkom jest przez to w życiu łatwiej i przyjemniej, że wyborów mamy takie multum?
Za czasów naszych mam (o babciach nie wspominając) większość kobiet zajmowała się domem, jeżeli nie w pełni i wyłącznie to przez długi okres swojego matczynego życia. Wymagano tego od kobiet a one często nie miały wyboru, więc już na starcie wiedziały jaki będzie ich najbliższy czas w życiu..z dzieciakami. Aktualnie w większych miastach mamy żłobki, przedszkola, nianie do wyboru do koloru, jeżeli nie w swojej dzielnicy to w sąsiedniej. Natomiast w mniejszych miejscowościach bez pomocy babci, dziadka czy zaangażowania części rodziny trudno jest znaleźć opiekę dla młodszego dziecka niż przedszkolak, a jeśli już się uda to miejsca są często ograniczone.
I teraz zaczyna się historia. Czy matce, która chce postawić na najlepszego konia w zawodach (czyli na siebie) i wrócić do pracy świat sprzyja na tyle żeby mogła powiedzieć BYŁO WARTO! Bo poza czynnościami jakie wykonywała na codzień w domu zajmując się potomstwem i domem oraz jak większość twierdzi NICNIEROBIENIEM musi dołączyć 8 godzinny czas pracy plus dojazdy. Doba z gumy nie jest, a wszystko to trzeba w niej zawrzeć. Kosztem jakości spadamy na ilość. Faktem jest, że najważniejsi jesteśmy my ludzie, cała reszta może poczekać i nieposprzątany dom nie jest tragedią jednak kiedy wszystko się nawarstwia a przy koszu do prania stoi już bożonarodzeniowa choinka z ubrań czekających w kolejce do pralki to nasz wewnętrzny zegar zaczyna tykać i poganiać nas nerwowo. Rano zbiórka pędem żłobek, przedszkole czy szkoła potem praca i droga powrotna odbieranie dzieciaków drobne zakupy i powrót do domu.
Czasami nie wiem kto zasypia pierwszy i najprawdziwsza prawda to to że zmęczeni dniem rodzice zanim sami pójdą spać muszą uśpić tych, którzy na sen wcale nie mają ochoty. Często większość z nas może liczyć na pomoc naszych mężów, partnerów w pracach domowych, opiece nad dziećmi ale to i tak w naszych głowach od rana poza tematami pracowymi siedzą plany obiadowe, kolacyjne, zapasy żywnościowe czy zakupy ubraniowe i inne dla dzieciaków. Są tacy mężczyźni którzy jednak wykonują ciężkie prace fizyczne i po powrocie do domu należą im się chwile wytchnienia. Wszystko zależy od sytuacji.
Ale do celu. Czy my matki czujemy wsparcie społeczeństwa, koleżanek w pracy? Czy jest zrozumienie dla naszego zmęczenia i nieobecności w pracy z powodu chorób dzieci? Czy tylko ja mam wrażenie że nie jest dobrze? Czasy są ciężkie a wsparcie w postaci 500+ przysporzyło nam matkom (bo ojców chyba to nie dotknęło sic!) nie napisze wrogów ale bardziej przeciwników i tych, o których państwo zapomniało w kwestii wspierania finansowego. Dzieciaki często są uprzykrzeniem w restauracjach, komunikacji miejskiej i innych miejscach publicznych a matki krytykowane za sposób wychowywania.
I teraz powiedzcie mi gdzie jest złoty środek i gdzie której jest najlepiej?